poniedziałek, 18 lipca 2016

Wakacje z duchami :)

No a co?!

Kto powiedział, że wakacje powinno się spędzać w górach czy nad morzem? Chociaż za dwa tygodnie i tak będzie plażing na plaży, postanowiłam urozmaicić sobie czas dzielący mnie do oczekiwanego wyjazdu nad morze najazdem na zamek.. Pogoda była niezbyt sprzyjająca. Nie padało ale też nie było grama słońca. Niebo było niemal grafitowe, gdzieniegdzie tu i ówdzie zabłąkała się jakaś dziura w chmurach, ale znikała tak szybko jak się pojawiała. Jak się z dołu popatrzyło w górę na jasne mury zamczyska na tle ciemnych chmur, to całość sprawiała naprawdę ponure wrażenie. Nie chciałabym tu w nocy trafić...Tym bardziej, że jak słyszałam na miejscu, ten pozornie nieszkodliwy zameczek ma zgoła swoją ciekawą historyjkę z serii Paranormal Activity. Ponoć badacze zjawisk paranormalnych stwierdzili, że zamek Ogrodzieniec jest miejscem nawiedzonym, gnieżdżą się tu siły mroczne i potężne. Słynny Czarny Pies z Ogrodzieńca pojawia się niekiedy nocami, biegnąc po murach i wokoło ruin zamku. Wedle relacji osób, które miały okazję widzieć owo widmo, jest to czarny pies, wielkością znacznie przekraczający rozmiary psa, nawet bardzo dużego, jego oczy płoną, a biegnąc ciągnie za sobą ciężki łańcuch. Zjawa ma ponoć być duszą kasztelana krakowskiego niejakiego Stanisława Warzyckiego. Co ciekawe kasztelan straszy także niedaleko ruin zamku w Dankowie jako jeździec bez głowy. Fakt, że powyższy tekst "pożyczyłam" z Wikipedii ale to dlatego, że nie udało mi się zapamiętać większości z tego co tam słyszałam. Nie wiem czy to prawda, bo podczas buszowania po zakamarkach zamku, nigdzie się na tę " ciekawą" osobistość nie natknęłam. I dobrze.... przypuszczam, że spotkanie raczej nie byłoby dla mnie..hm... interesujące.
Po drodze, jakby nie dość wycieczek, polazłam do Sali Tortur, gdzie czekały na mnie Żelazna Dziewica do spóły z panem Katem. O ile ten pan Kacik był taki sobie, o tyle Dama z Żelaza już nie. Oprócz tego znalazły się tam takie dziwactwa jak Krzesło Czarownic, Hisz­pański But, Garota czy Kołyska Judasza. Zgroza... poniewczasie już żałowałam, że tam wlazłam. Zrobiło mi się...dziwnie.

Schodząc z góry, natknęłam się na bitwę Wikingów ze Słowianami...całość była przedstawiona w zgoła bardziej  żartobliwej inscenizacji. Aktorzy grający tych średniowiecznych mieszkańców zamku, przedstawili to w tak komiczny sposób, że płakałam ze śmiechu. Dawno już się tak nie uśmiałam. Trzeba było zobaczyć jak prali się po hełmach niby tymi szabelkami, tarczami i kij wie czym jeszcze. Widziałam nawet jak cep w powietrzu latał choć nie mam pojęcia co tam robił. Przecież to do młócenia siana służy a nie do bijatyki... Nieźle się wtedy uśmiałam.

Wracając już do domu, zwiedziłam sobie jeszcze Park Doświadczeń Fizycznych, w którym bardzo byłam ciekawa jak wygląda dachujące auto i co się z człekiem wtedy dzieje. No! To było coś...poobracało mnie w te i we w te, ale wcale się nie bałam haha ! :) Na koniec tu i ówdzie ciągle wędziło mi nos kiełbaskami z grilla.Wpadłam i tam. Posiliłam się, poprawiłam dobrym piwem i pojechałam nazad.

Hm... było wesoło :)))

Zamek

Żelazna Dziewica

Pan Kat.



Czytaj dalej

piątek, 29 kwietnia 2016

Zmiany, zmiany...ciągłe zmiany.

No i ciągle jeszcze u mnie kołomyja...totalny bajzel i bałagan. Mam wrażenie, że nic nie jest na swoim miejscu. Aczkolwiek widzę, że już  pewne rzeczy w żółwim tempie zaczynają wskakiwać na swoje miejsca. I dobrze....bo jeszcze trochę i siądę ze zdrowiem z nadmiaru stresu, nerwów, ciągłych zmian w tej ciągłej gonitwie. Spokój widzę hen! za horyzontem, tam gdzie niebo styka się z ziemią i aczkolwiek jest on jeszcze  dla mnie w ogóle nieosiągalny, tak z każdym dniem ten dystans się zmniejsza. Pierwszy rok akademicki już prawie za pasem...przede mną kolejna sesja, do której już powoli siadam, w domu sytuacja chyba też się normuje, za to w pracy....brak słów. Opuściłam w końcu wcześniejsze stanowisko, przeszłam na inne co, jak się później okazało, skończyło się spadkiem z deszczu pod rynnę. Na szczęście nie potrwało to długo ponieważ wróciłam do moich starych obowiązków, przy których mam nadzieję w końcu odzyskać upragniony spokój a za którym już naprawdę bardzo tęsknię. Nie pamiętam już nawet jak on smakuje...Ostatnie miesiące od kwietnia zeszłego roku, niemal zupełnie wytraciło ze mnie wszystkie siły. Ileż można żyć w stresie, napięciu i solidnej, dziennej porcji nerwów? Na dłuższą metę człowiek sam w sobie staje się kłębkiem nerwów. Tak i też stało się ze mną. No ale w końcu po litrach wypitej melisy, faszerowaniu się lekami uspokajającymi, przepłakanych nocach i wystresowanych dniach mam nadzieję, że od teraz nastanie już dla mnie lepszy, spokojniejszy czas. Marzę już o wyjeździe nad morze więc nie mogę się doczekać lipca. Tam porządnie zrestetuję mózg i zbiorę utracone siły. Naprawdę mam już tego wszystkiego dość...




Czytaj dalej

poniedziałek, 14 marca 2016

Wielkie halo o nic....

Przyznaję, że czasem nie rozumiem ludzi. Wcale.
Z moją współpracownicą już nie da się pracować. Kiedyś, parę miesięcy wcześniej, ktoś mi mówił, że ona ma jakiś problem ze sobą. Nie wierzyłam. Ludzie lubią gadać i to niekoniecznie prawdę. Czas pokazał, że to niestety racja. Ale to się widzi wtedy, kiedy się razem pracuje. W jednym pokoju. Przez całą dniówkę. Inaczej nie ma szans, żeby to zauważyć. Gdyby tak było, w życiu nie zgodziłabym się na pracę w tym dziale. Jak nie jakaś pyskówka,nerw to rzucanie i trzaskanie czym popadnie. To raczej anormalne, żeby się tak zachowywać. Zero kultury i ogłady. To jest po prostu....nawet nie wiem jak to nazwać. Na szczęście, za 2 tygodnie mam przejść do innego działu. Mam nadzieję, że nic niespodziewanego się do tego czasu nie wydarzy i "przerzutka" z jednego miejsca na drugie nastąpi raz- dwa. A gdyby jednak to nie wyszło, to już wolę się zwolnić niż pracować z takim " nerwusem".
Moja kultura i opanowanie są najlepszą kontrą na jej chamstwo. Z tego wszystkiego już wolę siedzieć w szkole cały dzień niż parę godzin w biurze. Marudzę, wiem. Ale to się po prostu nie da. Mam już tak serdecznie dość...

A w szkole... pisanie, czytanie, referaty, prezentacje, maratony po bibliotekach a w międzyczasie nauka do niedzielnego kolosa z z terminologii angielskiej. Muszę się przyłożyć, bo fachowe nazewnictwo wcale nie jest takie prosto jakby się wydawało. Ze zgrozą myślę co będzie na terminologii niemieckiej... o ile angielski jestem w stanie "połapać" , o tyle niemiecki - wcale. Przerypane no ale dać radę trza, nie?

No to biorę się do roboty. Jakoś nie chce mi się zaliczać poprawek, więc póki co - idę się uczyć.

A na koniec, wrzucę sobie tekścik , który zapodał nam pan doktor na wykładzie z filozofii. Tak mi się spodobał, że sobie go pożyczyłam i dla wszechobecnych tutaj - udostępniłam. Gdyby tylko ludzie chcieli się kierować tym co poniżej....od razu świat stałby się piękniejszy. I znośniejszy.



"Uważaj na swoje myśli, stają się słowami. Uważaj na swoje słowa, stają się czynami. Uważaj na swoje czyny, stają się nawykami. Uważaj na swoje nawyki, stają się charakterem. Uważaj na swój charakter, staje się twoim przeznaczeniem..."- Lao Tze.










Czytaj dalej

niedziela, 7 lutego 2016

.... i po sesji.

Dzisiaj napisałam ostatnie egzaminy. Co prawda nie mam  jeszcze ocen ale wiem, że zdałam bo wsio napisałam. Więc...co jak co, ale...mogę zacząć....pić :) Oczywiście wino....moje ulubione...półsłodko-czerwone i na jakieś 3 tygodnie mogę zapaść w totalne lenistwo i zacząć nadrabiać to, co zaniedbałam podczas sesji.

Co za błogie uczucie.... :)




Czytaj dalej

czwartek, 4 lutego 2016

Sesja, sesja....



Znowu trochę mnie nie było...
Nosz qrde.... u mnie czas jest ostatnio na wagę złota. 
I dodatkowo sesja przed nosem. Do końca zostały jeszcze 3 egzaminy...jednego dnia. Sama zastanawiam się, czy moja głowa przyjmie ten zalew materiału do nauczenia się w tak krótkim czasie. 
Coś ostatnio mam wrażenie, że tam się ciut ciaśniej zrobiło i nie ma nikaj wcisnąć reszty haha ! :)

Ale cieszy mnie, że wszystko udaje mi się zaliczać. Mam nadzieję, że tak będzie i też tym razem. To ostatni ciężki tydzień....Oby naprawdę był ostatni :)


Czytaj dalej
Szablon stworzony z przez Blokotka